czwartek, 14 stycznia 2016

*Nash Grier cz. 8


- Jak to z nami w końcu jest?- zapytał zciszając głos i przewiercił mnie spojrzeniem. Teraz jeszcze bardziej mnie zamurowało. To pytanie zawisło w mojej głowie, a ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Boże Kochany... przecież nie da się podjąć takiej decyzji w niecałą dobę, mam rację?
   Popatrzyłam na piasek tuż przy naszych stopach i westchnęłam. Cisza, która była między nami zrobiła się strasznie niezręczna. Nash oczekiwał mojej odpowiedzi, a ja miałam pustkę w głowie. ,,Powiedz coś!" ponagliła mnie moja podświadomość.
- Nash...- zaczęłam niepewnie- nie mam pojęcia co ci odpowiedzieć...
No tak... poproszę brawa, to było naprawdę twórcze Katy. Serio... jestem pod wrażeniem. Czy można być bardziej niezdecydowaną osobą niż ja? Oj chyba nie. Grier ewidentnie liczył na coś więcej, a ja? Czy nie tego zawsze chciałam? Nie tego pragnęłam od ponad półtora roku interesując się Magconem? Do cholery... co się ze mną dzieje!
Teraz to on westchnął zwracając tym samym moją uwagę, ułożył usta w cienką linię i zamknął oczy na dłuższą chwilę. Przyglądałam mu się w zupełnej ciszy, widząc jak bije się z myślami.
- No jasne, przepraszam Katy...- powiedział- Nie wiem, jak mogłem pomyśleć, że od tak się zakochasz...- parsknął śmiechem wpatrując się pustym wzrokiem w piasek- źe cokolwiek  do mnie poczujesz. Sam wiem, że to tak nie działa.
- Nashy nie, to nie o to chodzi.
          Ugh... jak ja nie lubię takich rozmów. Okej, to chyba pierwsza taka w moim życiu ale jest mega niezręczna i  aż mnie boli brzuch, bo nie wiem co mam dalej powiedzieć. Usiadłam na ciepłej powierzchni zyskując tym samym kilka dodatkowych sekund. Hamilton przysiadł obok mnie, a ja postanowiłam kontynuować:
- Wczoraj powiedziałam, że nie wiem co do ciebie czuję i to się nie zmieniło. Nie potrafię kochać na zawołanie, chciałabym naprawdę to poczuć ale potrzebuję czasu- spojrzałam Nashowi w oczy- Znamy się tak krótko, Nash. Nie odkryłam jeszcze jaki jesteś naprawdę, bez kumpli, poza ekranem laptopa. Nie znam twojego prawdziwego ,,ja"- zrobiłam cudzysłów z palców przy ostatnim słowie i uśmiechnęłam się. Kąciki ust bruneta także uniosły się w delikatnym uśmiechu sprawiając, że odrobinę mi ulżyło.
- Wow... powiem szczerze, że trochę ubodło to moje ,,ja"- odpowiedział, a ja parsknęłam śmiechem i założyłam kosmyk włosów za ucho. Po chwili jednak Grier spoważniał- Zdobywanie cię jest trudne, ale nie przestanę choćby nie wiem co. Okej, masz rację, że dopiero co się poznaliśmy, mimo wszystko Katy chcę żebyś dała mi szansę.
         Chryste... to, co właśnie działo się w moim sercu, brzuchu czy gdzieś, gdzie odczuwa się przyjemne ciepło, było nie do opisania. Zabrakło mi słów, więc tylko pogłaskałam kciukiem policzek Nasha i uśmiechnęłam się łagodnie.
- Chciałabym żeby podejmowanie decyzji było o niebo łatwiejsze, a cholerne babskie hormony wykonywały swoją robotę a nie władały moim umysłem- powiedziałam przewracając oczami. Nash natomiast zaśmiał się swoim cudownym, szczerym śmiechem i odchylił głowę do tyłu łapiąc promienie słońca. Przyglądałam mu się przez chwilę w milczeniu, dopóki nie przeniósł wzroku ponownie na mnie.
- Będziesz miała mnie dość, bo zamierzam dowiedzieć się o tobie wszystkiego- powiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy i przysunął się do mnie, a ja żeby zachować przyzwoitą odległość położyłam się na piasku- ...a zacznę sprawdzając czy masz łaskotki

                                             *       *     *

     Kiedy uwolniłam się od łąskoczącego mnie Nasha, postanowiliśmy wrócić do chłopaków. Jak się okazało nie było nas przez kilka dłuższych chwil, więc żeby nie wzbudzać podejrzeń opuściliśmy klif. Wracaliśmy w ciszy tą samą drogą, a Grier co jakiś czas ,,przypadkowo" ocierał się swoim ramieniem o moje. Przy kolejnym razie pchnęłam go w bok, a ten śmiejąc się zatoczył się w bok. Wzniosłam oczy do góry pytąc w duchu co jeszcze ten idiota jest w stanie zrobić. Na swoją odpowiedz nie musiałam długo czekać, bo chwilę później zatrzymał się przede mną oczekując aż wskoczę mu na plecy.
- Zaszkodził ci upał czy chcesz skończyć na wózku?- zapytałam rozbawiona propozycją. Najwidoczniej nie był świadomy ile ważę.
- Katy  marudo, wskakujesz czy nie? Więcej nie zapytam- mrugnął do mnie zalotnie a ja podskoczyłam delikatnie i oplotłam nogami biodra bruneta, a ręce założyłam mu na szyję.
- O wiele lepiej- mruknął pod nosem.
- No pewnie, że lepiej. Okazja do obmacania mi tyłka- powiedziałam i przysunęłam usta do jego ucha- I żeby było jasne... Ja. Wcale. Nie. Marudzę.
    Roześmiał się i ruszyliśmy w stronę koca, na którym siedzieli Pottorff, Jackowie, Wilkinson, Reynolds i Espinosa.
***
    Poprawiłam ramię od torby czekając, aż Nash otworzy drzwi do domu. Mniej więcej o 4PM postanowiliśmy wrócić do LA. Jeszcze przed wyjazdem z plaży, Grier zaproponował maraton filmowy w jego salonie i tym oto sposobem patrzyłam teraz jak  zmaga się z zamkiem. Chwilę wcześniej dotarli Sam i Jackowie i właśnie szli w naszą stronę z paczkami chrupek ciesząc się przy tym jak głupki. Obok mnie stała już pozostała część ekipy i tak jak ja, obserwowała Nasha. Po chwili zamek odpuścił.
- Wchodźcie- powiedział brunet i pchnął masywne drzwi. Nie zastanawiając się długo podążyłam za Nashem zdejmując japonki w holu. Przeszłam w głąb mieszkania i zaśmiałam się na widok chłopaka mówiącego do małego huskiego zdrobniałym głosem. Zapewne był to Malibu.
- To jego druga miłość- powiadomił mnie Matt znacząco ruszając brwiami, przez co ponownie parsknęłam śmiechem.
-Daj mu chwilę- wtrącił Johnson- Zaraz się odwiesi.
- Często tak ma?- zapytałam rozbawiona.
- Za każdym razem- blondyn wywrócił oczami i wyszedł z salonu, a ja ruszyłam w stronę łazienki.
  Na wszelki wypadek wzięłam koszulkę ze SpongeBobem i w tej chwili byłam sobie wdzięczna. Czułam się o wiele lepiej mogąc przykryć brzuch. Chociaż nie był on moim największym problemem wolałam chodzić po domu Nasha ubrana.
    Wrzuciłam neonową tunikę do torby i przejrzałam się w lustrze umieszczonym nad śnieżnobiałą umywalką. Opuszkami palców wytarłam obsypany tusz pod oczami, przez który przypominałam pandę oraz przeczesałam palcami włosy i wyszłam. Zajrzałam do salonu w poszukiwaniu chłopaków, ale nikogo tam nie było. Usłyszałam głosy z kuchni i poszłam w tamtym kierunku. Oparłam się o framugę drzwi i przyglądając się chłopakom splotłam ramiona. Nash i Sam Pottorff przesypywali chrupki do misek, Jack Johnson stał przy mikrofali pilnując popcornu, Carter i Matthew rzucali do siebie butelką, a dwóch pozostałych bawiło się z Malibu. Espinosa zauważając moje przyjście przerwał rzut i uśmiechnął się łobuzersko.
- Przypudrowywałaś nosek?- zapytał rozbawiony Matt głaszcząc się wymownie po swoim nosie.
- Jak chcesz to mogę wypudrować ci tyłek- powiedziałam ze śmiechem, po czym odepchnęłam się lekko od futryny i weszłam do kuchni.
- Jest cały twój- odkręcił się do mnie tyłem i złapał się za pośladki przez co wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. Przeszłam do blatu i przystając obok Nasha chwyciłam ciepłe ziarenko prażonej kukurydzy, którą dopiero przesypał Jack.
- Idziemy oglądać film?- zapytałam spoglądając na Hamiltona.
- No chyba, że wolisz spędzić tu całe popołudnie- przysunął się i objął mnie w pasie co wyglądało jakby planował mnie pocałować, a ja skrzywiłam się i wymijając go chwyciłam jedną z misek.
- To ja jednak wolę ten film- mrugnęłam do Nasha pozostawiając go w lekkim zdziwieniu.
Chwilę później przenieśliśmy się do salonu, gdzie na wprost tweedowego narożnika wisiała na ścianie duża plazma. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nigdzie nie widziałam Hayes'a. Postawiłam miskę z krążkami cebulowymi na stoliku przed kanapą i zajęłam jedyne wolne miejsce obok Wilkinsona. Nash podłączał właśnie laptopa, więc postanowiłam wykorzystać sytuację i podpytać Sammiego.
- Wiesz może gdzie jest Hayes?- zapytałam przyciszonym głosem.
- Dołączył do Digi Tour- posłał mi uśmiech wystawiając szereg równiutkich zębów. Kiwnęłam głową i zakończyłam temat. Czyli jednak miałam rację...
- Co oglądamy?- zapytał Nash spoglądając na nas.
- Horror!- krzyknął Matt, a Gilinsky mu przytaknął- Będzie można się poprzytulać.
   Spojrzał w moją stronę, a ja zmarszczyłam brwi. Boże... o co mu dzisiaj chodzi? Tym razem jego uwagę pozostawiłam bez odpowiedzi.
- A może ty masz jakiś pomysł Katy?- zapytał Johnson i wszyscy nagle spojrzeli w moją stronę. Siedem par oczu wbitych prosto we mnie wcale nie ułatwiało wyboru.
- Obojętnie - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. Po chwili jednak przypomniałam sobie mały szczegół- Tylko błagam nie dramat!
    Po dłuższej chwili wybraliśmy Magic Mike XXL. Po włączeniu filmu Nash zajął miejsce po mojej prawej stronie, a uroczy husky ułożył się na jego kolanach i zasnął.
     Pierwsze za co ( a raczej za kogo) polubiłam ten film to Channing Tatum. Oglądałam chyba wszystkie możliwe produkcje z tym aktorem i powiedzcie mi, czy jest ktoś, kto bardziej się nadaje do roli seksownego striptizera niż on? Na-ah! Nie uwierzę!  Musiałam się naprawdę mocno hamować przed wzdychaniem. Cudem też udawało mi się nie ślinić na widok jego ruchów. Ale nie ważne...
      Gdzieś w połowie filmu Matthew prychnął i stwierdził, że też potrafi tak tańczyć. Byłam pewna, że skończy się na przechwałkach, ale nie... to był Matthew Espinosa. Przeszedł tuż pod ekran i zaczął machać tyłkiem tak jak robili to w filmie. Dzięki Bogu, że się nie rozebrał... Chwilę później dołączył do niego Carter, a ja zakryłam twarz dłońmi i wybuchnęłam śmiechem. Tak właśnie zakończyliśmy oglądanie Magic Mike'a...
***
      Było już grubo po dziesiątej, kiedy poprosiłam Nasha o odwiezienie mnie do domu. Wychodząc pożegnałam się z chłopakami i poszłam za brunetem do auta. Na dworze odrobinę się ochłodziło i odruchowo objęłam się ramionami.
- Zimno ci? - przystając na podjeździe i przyglądając mi się z troską.
- Może odrobinę - powiedziałam delikatnie marszcząc nos.
- Mogę wrócić po jakąś bluzę jak chcesz.
Pokręciłam głową i wsiadłam do czerwonego Dodge'a czekając aż Nash do mnie dołączy. Patrzyłam przez szybę jak przez chwilę się wacha czy mimo wszystko nie wrócić do domu, ale ja po raz kolejny bezgłośnie zaprzeczyłam. W końcu okrążył samochód i usiadł za kierownicą.
- Dzięki za dzisiaj- powiedziałam przerywając chwilową ciszę podczas jazdy.
- Fajnie, że ci się podobało- uśmiechnął się i spojrzał na mnie przelotnie. Skręcił w prawo wjeżdżając na moje osiedle. Popatrzyłam na deskę rozdzielczą. 10:48PM. Rodzice pewnie jeszcze nie śpią. - A jutro co robisz?
- Hm... jutro niedziela, więc...- przygryzłam policzek od środka- zazwyczaj spędzam ją z rodziną.
- Aaa okej- Nash zmieszał się odrobinę parkując pod moim domem. - Jakby coś się zmieniło to napisz albo zadzwoń. A jak nie to w poniedziałek.
- Okej - uśmiechnęłam się i złapałam za klamkę gotowa wysiąść - Jeszcze raz dziękuję Nash.
- Zapomniałaś o czymś - powiedział ciszej, a ja spojrzałam na siedzenie ale nic tam nie było. Przeniosłam wzrok na Nasha, który właśnie przyłożył palec do policzka.
- Nie przesadzasz? - zapytałam unosząc brew, a po chwili namysłu cmoknęłam go szybko i wysiadłam - Dobranoc.
- Dobranoc, Katy.
   Idąc na podwórko pomachałam mu przez szybę i chwilę później zniknęłam za drzwiami domu, w którym było o wiele cieplej niż na dworze. A mówią, że w Kalifornii jest tak gorąco. Taaa... chyba nie teraz.
- Jestem!- krzyknęłam zauważając światło w salonie i po zdjęciu klapek udałam się w tamtą stronę.
- Ooo... to dobrze- powiedziała mama łagodnie - Mamy dla ciebie wiadomość.



Heeeejoooo...!!! TAK! Wreszcie moja wena powróciła i udało mi się coś napisać. Nie mówię, że jest to zabójczo wspaniałe i wybaczcie mi, ale po tak długim czasie tylko na to było ,mnie stać. Piszcie w komentarzach co się podoba, co do poprawki, czego/kogo ma być więcej i w ogóle :3 Ja dzisiaj już uciekam. Do zobaczenia niedługo!

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Powrót?


     Hej!

     Kilkakrotnie w ostatnim czasie wchodziłam na mojego bloga z ciekawości czy umarł drogą zapomnienia czy może dycha jeszcze ostatkami sił. Słuchajcie... jakie było moje zdziwienie i ogólny szok kiedy zobaczyłam ilość wyświetleń i co lepsze: KOMENTARZE!
       Jeju... to jest coś, czego nie mogłam się doprosić podczas pisania ff, a wystarczyło tylko zniknąć i BUM- są komentarze. Powiem szczerze... połechtało to moje ego dość mocno. Gorzej niestety z weną... fanfic o Nashu nie był przeze mnie ruszony od tamtego pamiętnego razu w czerwcu. Nie wiem jak, czemu i kiedy to się stało. Utknęłam...
     Bardzo bym chciała (również dlatego, że zauważyłam reakcję czytelniczek ^^) aby moja wena wróciła, żeby coś się wreszcie ruszyło. Postaram się, ale niczego nie obiecuję, wysilić umysł i pociągnąć dalej tego fanfica. Kiedy to nastąpi? Kurde... nie wiem. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie. Ruszę dupę, zmobilizuję się i może akurat coś wyjdzie.
 A więc... ten dzisiejszy post, pierwszy od pół roku swoją drogą, jest po to aby pokazać Wam, że ja dalej żyję i pasjonuję się pisaniem. Okej, chyba już nic więcej nie powiem... może jedynie:
 DO ZOBACZENIA!!!

PS. Na moim wattpadzie pojawiło się coś, czego na blogu nie będzie. Osoby zainteresowane opowiadaniami z innej beczki (czyt. nie fanfiction) zapraszam tu: KatyTheCat16
PS2. Nie zapomnijcie zaobserwować mojego bloga. To na pewno pomoże Wam w uzyskiwaniu najświeższych informacji o tym czy coś się pojawiło czy nie C;

niedziela, 14 czerwca 2015

*Nash Grier cz.7

- Już się za mną stęskniłeś?- zapytałam ze śmiechem po odebraniu. Wyprostowałam nogi przed siebie, a wolną ręką podparłam się z tyłu. Ariana nastawiła ucho przyciskając swoją głowę do mojej. Początkowo nie chciałam żeby słyszała o czym rozmawiamy, nie miałam ochoty prowokować następnej kłótni.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- odezwał się swoim uwodzicielskim tonem. Uśmiechnęłam się do siebie i przygryzłam wargę rozpamiętując to, co Nash powiedział mi w swoim pokoju. Przez chwilę chłopak nie odzywał się wcale, a ja zaczęłam zastanawiać się czy jest jeszcze na lini - Zastanawiałem się czy masz na jutro jakieś plany...
- Hm...- zaczęłam utrzymując go w napięciu.- Czekaj... sprawdzę w kalendarzu...
   Ariana zachichotała cicho, a ja zamilkłam i odliczyłam do pięciu.
- Och... przykro mi Nash- kontynuowałam- Na jutro mam zaplanowany ból głowy.- ugryzłam się w pięść aby nie wybuchnąć śmiechem, co było niezmiernie trudne patrząc na turlającą się Arianę.
- Szkoda- parsknął śmiechem- Czyli nie znajdziesz czasu żeby wyskoczyć na plażę?
- A co z pogodą?- popatrzyłam na okno poważniejąc. Nadal padał drobny deszcz, więc stwierdziłam, że pomysł Nasha jest z lekka dziwny.
- Zapowiadają upał.
    Przygryzłam wargę podejmując decyzję. Jechać, czy raczej nie?
- Wiesz.... nie jestem pewna czy chcę się już przed tobą rozbierać.- droczyłam się z nim. Byłam w tak dobrym nastroju, że nie mogłam się powstrzymać.
- Jakoś nie przeszkadzało ci chodzenie z gołymi plecami po moim domu.
   ,,Okej Hamilton, tą rundę wygrałeś. 1:1", pomyślałam. Moje policzki płonęły od ilości emocji przewijających się przez mojej serce.
   Ariana przestała ugniatać plecami mój fioletowy dywan i powróciła do mnie.
- No nie wiem...- westchnęłam teatralnie.
- Dobra, to przyjadę jutro po ciebie o 11PM. Weź kostium.
- Ale...- chciałam coś jeszcze dodać, ale Nash rozłączył się bez pożegnania. Odrobinę zdziwniona odłożyłam iPhone'a na komódkę i zaśmiałam się- Ciekawe skąd weźmie mój adres.
- Nooo...- powiedziała Ari piskliwie i udała niewiniątko oddalając się ode mnie odrobinę - Nie mam pojęcia...
- Nie wierzę!- pokręciłam głową z udawaną złością.- Ariano Nie Wiem Jak Masz Na Drugie Lennon dałaś Grierowi mój adres?!
-Tylko nie bij!
    Wstałam z podłogi i zaczęłam gonić przyjaciółkę, która wybiegła właśnie z mojego pokoju.
- Zabiję, poćwiartuję i wrzucę do oceanu!- biegłam po schodach śmiejąc się jak wariatka.
- Ciekawe co powiesz moim starszym- krzyknęła chowając się za filarem w kuchni.- Jeżeli chcesz zdobyć popularność, to radzę inny sposób niż zabijanie.
   Rzuciłam w nią pierwszą lepszą rzeczą, która leżała mi pod ręką na grafitowym blacie. Okazało się, że była to czerwona rękawica kuchenna w białe grochy- ulubiona pomocniczka mamy. Przeleciała obok Ariany i spadła bezdźwięcznie na płytki. Zapadła cisza i jedyne co było słychać to nasze oddechy. Szczerzyłyśmy się do siebie jak idiotki rozgrzane gonitwą po schodach.
- Celność i dobór broni też radzę poćwiczyć.- powiedziała ponownie i obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem.
           *          *          *
   
    Obudziły mnie odgłosy krzątaniny na dole.  Mama napewno już wstała i przygotowywała sobie śniadanie. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się, a potem wygramoliłam się spod karmelowej pościeli w różnokolorowe lizaki - jeden z prezentów na SWEET 16, które będę miała dopiero za 6 dni.
   Pomimo, że są wakacje to i tak najbardziej lubię soboty. Może wynika to z tego, że sama urodziłam się w sobotę.
   Przeszłam przez pokój i odszukałam mojego iPhone'a aby sprawdzić która jest godzina. 9:03AM. Już miałam wygasić ekran, kiedy telefon zapiszczał informując o wiadomości. Odblokowałam go i przeczytałam zawartość smsa.
,,Punktualnie o 11AM pod Twoim domem. Pamiętaj!"
   Zaśmiałam się w głos i postanowiłam nieodpisywać. Niech Nash wie, że ze mną nie będzie łatwo!
   Odłożyła iPhone'a, związałam włosy w luźnego koka i postanowiłam zejść na dół do mamy.
   Najwyższy czas na śniadanie, powiedziałam sobie w duchu. Zbiegłam na boso po drewnianych schodach i skierowałam się do kuchni. Przez całą drogę mocowałam się z zapięciem od bransoletki, które chciało wypaść, więc nawet nie wiedziałam co mama robi w tej chwili.
- Cześć skarbie- usłyszałam niski, melodyjny głos, który był ze mną od pierwszych dni życia. Uniosłam głowę. Tata!
- O matko!- rzuciłam mu się w objęcia- Tak dawno cię nie widziałam!
   Tata przytulił mnie mocniej i pogłaskał po włosach. Przez prawie miesiąc przebywał w Nowym Jorku, na drugim końcu Ameryki, gdzie reklamował nowy projekt opakowań. Może to wydawać się śmieszne, ale jest rewelacyjny w tym co robi. Jego obrazki dla Lucky Charms są małymi dziełami sztuki.
   Usiedliśmy przy stole w jadalni, która znajdowała się tuż obok kuchni.
- Przywiozłem ci coś- powiedział wyciągając spod stołu najnowsze opakowanie płatek śniadaniowych oraz średniej wielkości prostokątne pudełko owinięte w żółty papier z czerwoną wstążką po środku. Uśmiechnęłam się zaskoczona, a tata ruchem głowy zachęcił mnie do otworzenia.
- Płatki w tych opakowaniach trafią wszystkich do sklepów dopiero we wrześniu, więc pomyślałem, że to ty powinnaś zobaczyć, je jako pierwsza. A co do tego- wskazał na prezent w moich rękach- to już sama musisz stwierdzić czy ci się podoba.
   Uroniłam jedną malutką łzę ciesząc się niezmiernie z powrotu taty. Uchyliłam wreszcie wieczko pudełka i ujrzałam trylogię Igrzysk śmierci, wszystkie cztery części Rywalek (nawet z najnowszą Następczynią) i jeszcze małe pudełeczko powleczone granatowym welurem.
- Tata to za dużo- zaśmiałam się przez łzy i wstałam z krzesła, aby przytulić staruszka.
- Oj przestań, wiem że miałaś kupić te książki, więc postanowiłem zrobić ci niespodziankę.- uśmiechnął się do mnie promiennie- Otwórz jeszcze to drugie pudełeczko.
   Wróciłam na swoje miejsce i pociągnęłam nosem. Wykonałam polecenie, a chwilę później ukazał mi się złoty naszyjnik z literką ,,K" błyszczącą w świetle dnia. Moje oczy ponownie zaszły mgłą.
- Dziękuję ci tatusiu- powiedziałam łamiącym się głosem głaszcząc literkę koniuszkiem palca.- Jest prześliczny...
- Założyć ci?- zapytał i wstał od stołu nie czekając na moją odpowiedź.
- Oj...- jęknęłam- Nie chcę go zniszczyć. Wybieram się dziś na plażę.
- Spokojna głowa Kasiu- zaśmiał się tata wypowiadając charakterystyczne dla niego słowa. Zawsze mówi tą kwestię, kiedy mam jakieś wątpliwości.- Naszyjnik jest nierdzewny.
   Uśmiechnęłam się ponownie.
   Właśnie tego mi brakowało. Optymizmu, nadmiernej wiary we wszystko i wesołego spojrzenia ciemnogranatowych oczu taty, które przyozdobione zostały przez lata małymi zmarszczkami w kącikach od mróżenia ich podczas dopracowywania detali. Nawet nie byłam świadoma jak bardzo się za nim stęskniłam.
   Tata zapiął złotą ozdóbkę na mojej szyi i oddalił się do salonu z kubkiem czarnej kawy w ręce, ponieważ jak sam stwierdził: ma teraz dwa tygodnie urlopu i należy mu się relaks. Ja natomiast chwyciłam mleko, miskę oraz płatki od taty i już po chwili rozkoszowałam się mieszanką chrupek i kolorowych pianek.

          *           *          *
Przeglądałam się w lustrze oceniając po raz kolejny mój nowy kostium kąpielowy i nie byłam pewna czy na pewno dobrze się prezentuje. Minuty mijały coraz szybciej zbliżając się do 11AM, a ja miałam coraz mniejszą ochotę na plażę. Westchnęłam ciężko i wsunęłam przez głowę prześwitującą żółtą tunikę bez rękawów idealnie dobraną do kostiumu. Sprzedawczyni stwierdziła, że tego typu narzutki w neonowych kolorach są hitem sezonu i świetnie nadają się na plażę, więc postanowiłam kupić. Założyłam do tego turkusowe szorty. Gdyby nie prześwitujący materiał wyglądałabym jakbym wcale ich nie włożyła, ponieważ koszulka sięgała mi prawie do kolan Odeszłam od lustra i podniosłam łososiową torbę ze słomianymi wstawkami, którą rzuciłam na podłogę po wyciągnięciu z szafy. Usłyszałam serię stuknięć paznokci o mleczną szybę moich drzwi. Mama zawsze w ten sposób informuje mnie, że przyszła i czeka żebym ją wpuściła. Mruknęłam pozwolenie na tyle głośno aby usłyszała, a mama wsunęła tylko głowę do środka.
 - Wychodzisz niedługo?
 -Mhm...- kiwnęłam głową i włożyłam przeciwsłoneczne lenonki do torby- Ja jadę do sklepu, a tata siedzi w salonie. Baw się dobrze.
  - Dziękuję- odstawiłam na biurko mgiełkę Playboya, którą się właśnie spryskałam, podeszłam do drzwi i cmoknęłam mamę w policzek, po czym wróciłam do torby. Wpakowałam do niej jeszcze fioletowy ręcznik, krem z filtrem UV, wodę oraz kapelusz. Zostało mi 16 minut do opuszczenia domu. Postawiłam zapakowaną torbę na krześle przy biurku i zaczęłam czytać pierwszą część Igrzysk śmierci dla zabicia czasu. Tak zatraciłam się w lekturze, że nawet nie usłyszałam dzwonka. Dopiero głos taty informujący o gościu oderwał mnie od książki.
 - Już idę!- krzyknęłam. Chwyciłam pospiesznie wszystkie potrzebne rzeczy i zbiegłam po schodach. Nash i tata stali w przedpokoju rozmawiając o czymś, i chociaż brunet wydawał się być speszony, jego uśmiech z sekundy na sekundę stawał się szerszy. 
- Cześć- przywitałam się z Nashem wymijając tatę w drzwiach. Niebiesko-czerwone japonki miałam już na nogach, więc nie traciłam kolejnych kilku minut, które dla Nasha mogły być niezręczne. Nigdy nie wiadomo do czego zdolni są ojcowie. Jak powiedział pewien aktor z Mody na sukces: ,,Kiedy masz syna, martwisz się tylko o jednego penisa. Jednak kiedy masz córkę, zaczynasz martwić się o wszystkie penisy świata". Dałabym sobie rękę uciąć, że mój tata jest tego samego zdania.
 - Dobra, nie trzymam was już- rzucił mój tata przyjaźnie i machnął ręką dla wzmocnienia efektu.- Miło było cię poznać Nash.
 - Mnie pana też- chłopak odpowiedział uprzejmie, po czym tata zamknął drzwi, a my odwróciliśmy się w stronę czerwonego Dodge'a Rama. Brunet przybliżył się do mnie, położył mi rękę na biodrze i zaczęliśmy iść przez mój podjazd.
 - Masz fajnego tatę- powiedział całkiem serio, chociaż przez ułamek sekundy myślałam, że się ze mnie nabija. 
- Musi być geniuszem jeśli wnioskujesz tak po 3 minutach rozmowy- rzuciłam żartem podnosząc głowę aby spojrzeć Nashowi w oczy, a ten odpowiedział mi krótkim śmiechem.
 - No wiesz... na pewno jest skoro ma taką córkę- żachnął się, a ja zarumieniłam się nieznacznie i pchnęłam go w bok na znak protestu. Kiedy już przeszliśmy przez długi podjazd i dotarliśmy do samochodu, Nash otworzył mi drzwi. Kiwnęłam głową dziękując i bezszelestnie wsiadłam do środka. Dopiero po zamknięciu drzwi zorientowałam się, że nie jestem sama. Carter, Matthew i Sam Pottorff zajmowali miejsca z tyłu Dodge'a i zaczęli się ze mną witać, kiedy Nash okrążał samochód. Wśród pasażerów nie było Hayesa, co odrobinę mnie zdziwiło. Na Digi Tour chłopaki wyjechali w czwartek, a Młodszy Grier był jeszcze wczoraj w domu. Miałam zapytać o jego nieobecność ale nie zdążyłam, bo Nash zajął już miejsce kierowcy. Odwróciłam się przodem do szyby i posłałam chłopakowi uśmiech.
- A więc gdzie jedziemy?- zapytałam szczerze ciekawa dokąd mnie zabierają.
- Byłaś kiedykolwiek w Laguna Beach?- odpowiedział mi pytaniem Nash. Przez chwilę zastanawiałam się nad nazwą jedynej plaży na której kilka razy byłam z rodzicami tuż po przeprowadzce. Ach... no tak, La Jolla Cove w San Diego.
   Pokręciłam głową i zobaczyłam w lusterku, że Carter kręci głową z uznaniem. Już chciał coś powiedzieć, kiedy Matthew wszedł mu w słowo:
- Zobaczysz, spodoba ci się.

           *           *          *

   Zdążyłam się dowiedzieć, że podróż na Laguna Beach potrwa około godziny i 10 minut. Takie przynajmniej dane podawała nawigacja o zbyt miłym, jak dla mnie, głosie. Natomiast w radiu informowali, że na jednej z dróg na północny-wschód od nas doszło do dużego wypadku. Minęło dopiero 30 minut drogi, a ja zauważyłam, że zmierzamy właśnie w tamtym kierunku. Westchnęłam cicho i odblokowałam telefon. Ariana poprosiła mnie żebym napisała do niej gdy tylko wsiądziemy do samochodu. Niestety wcześniej nie miałam okazji tego zrobić, a teraz chłopaki zajęli się rozmową o mijanych przez nas autach oraz snapowaniem, więc postanowiłam wykorzysać moment.
    Wczoraj, kiedy Nash zaproponował mi ten wyjazd, zapytałam Arianę czy ona i Jacob nie mieli by ochoty się przyłączyć, ale przyjaciółka powiedziała, że mają inne plany. Nie zdradziła mi zbyt wiele, bo Jacob przygotował dla niej niespodziankę z okazji ich 3 rocznicy. Obiecałyśmy sobie, że niedługo się spotkamy i powiemy sobie wszystko z najmniejszymi szczegółami.
    Napisałam Arianie, że u mnie wszystko w porządku i niedługo będziemy na plaży, a potem odłożyłam iPhone'a do torby.
    Nagle w radiu zabrzmiały pierwsze dźwięki Aerosmith- Crazy, a ja aż podskoczyłam na swoim siedzeniu i zakryłam usta dłonią.
-Kocham tą piosenkę!- wykrzyknęłam- Mama śpiewała mi ją do poduszki kiedy byłam mała!
- Śpiewaj- zachęcał mnie Nash a Sam mu wtórował- No śmiało!
Pomyślałam co mi tam i zaczęłam śpiewać od drugiej zwrotki, która dopiero się zaczynała

   Say you're leavin' on a seven thirty train
and that you're headin'out to Hollywood
Girl you been givin' me that line so many times
it kinda gets like feelin' bad looks good


   Przy refrenie wszyscy zaczęliśmy śpiewać. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Jeszcze nie znaleźliśmy się na plaży a ja już zaczęłam się świetnie bawić.

  Crazy, crazy, crazy, for you baby
I'm losin' my mind, girl
'Cause I'm goin' crazy

    
   Na koniec piosenki wszyscy razem zawyliśmy Yeah you drive me nie przejmując się tym jak bardzo fałszujemy. Kiedy puszczono następny kawałek, zaczęliśmy się śmiać zadowoleni z siebie.

           *            *          *

-Okej, jesteśmy na miejscu- poinformował wszystkich Nash skręcają w prawo na parking przy plaży tętniącej życiem. Wydaje mi się, że powiedział to bardziej ze względu na mnie, ponieważ reszta raczej orientowała się gdzie jesteśmy. Uchyliłam drzwi samochodu po tym jak Nash zgasił silnik  i wpuściłam tym samym parne powietrze do środka.
   Carter, Sam i Matthew zaczęli opuszczać auto, a ja postanowiłam zrobić zdjęcie widokowi, który ujrzałam. Piękna złota plaża, spokojne fale oceanu głaszczące brzeg lądu i średniej wysokości klify nadające temu miejscu uroku.
- Robi wrażenie, co?- zapytał Hamilton opierając się o otwarte drzwi.
- Oj tak...- westchnęłam z zachwytu i wysiadłam. Dopiero teraz zauważyłam, że brunet trzyma dużych rozmiarów koszyk- Do czego ci kosz piknikowy?
- Katy, a do czego służą kosze piknikowe?- żachnął się Nash co spowodowało u mnie zawstydzenie i rumieńce na twarzy. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i podeszłam do chłopaków stojących przy bagażniku. Poza Samem, Mattem i Carterem zobaczyłam jeszcze Johnsona. Gilinsky'ego oraz chłopaka, którego ledwo kojarzyłam z vine'ów.
- Hej, jestem Sam. Sam Wilkinson- uśmiechnął się do mnie na co odpowiedziałam z ulgą, że to ja nie muszę zaczynać znajomości. No tak... Sammy! Jak mogłam zapomnieć?! Uścisnęłam mu dłoń.
- Katy.
- Dobra ludzie, ruszamy tyłki- zarządził Espinosa
- Pokażemy Katy nasze miejsce.- Nash mrugnął do mnie i podszedł z mojej lewej strony. Wszyscy kiwnęli zgodnie głową i popatrzyli na nas szczerząc się jak idioci, a ja przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od bruneta. On też wpatrywał się we mnie ze śmiechem na ustach.- Tu jest zbyt tłoczno- wskazał głową rozciągający się kawałek plaży- Ale tam będziemy tylko my.
   Parsknęłam śmiechem próbując nieprzejmować się flitrem i ruszyłam truchtem za chłopakami, którzy wyprzedzili nas o kilka metrów.

           *          *           *

   Przeszliśmy kawałek drogi wzdłuż plaży. Kiedy wędrowaliśmy dalej zaczęło robić się coraz ciszej, aż doszliśmy do miejsca, w którym rzeczywiście byliśmy tylko tylko my, tak jak wspominał Nash. ,,Ich miejscem" był jeden z klifów, którymi zachwycałam się na parkingu. Teraz nie potrafiłabym wskazać który to był, ale widok z góry jest jeszcze bardziej powalający.
   Rozłożyliśmy koc w szkocką czerwoną kratę i porozstawialiśmy drobne przekąski przygotowane i kupione przez Nasha. Na szczęście nie wiał dziś wiatr, więc nasze jedzenie było bezpieczne.
   Okazało się, że Jackowie i Sam wzięli ze sobą piłkę do siatki i wszyscy pobiegli grać. Ja zostałam jeszcze na kocu i właśnie wsmarowywałam w kark krem z filtrem UV, kiedy podbiegł Nash osypując mi nogi piaskiem.
- Zagrasz z nami?
- Oj...- jęknęłam na myśl o grze w siatkę- Boję się, że przeze mnie przegrasz. Kompletnie nie radzę sobie w sporcie.
- Katy...- Grier przykucnął przy mnie i złapał mnie za rękę, którą zdążyłam wytrzeć o nogi - Nie gramy na punkty tylko dla zabawy. Nie ma wygranych.
    Uśmiechnął się do mnie i błagalnie popatrzył swoimi niebieskimi oczami w moje. Przygryzłam wargę i zgodziłam się. Nash pomógł mi się podnieść, po czym dołączyliśmy do roześmianych vinerów.
- Gramy z Carterem i Jackiem- poinstruował mnie. a Reynolds i Johnson wyszczerzyli się przyjaźnie. Nie wspomniałam więcej o moich ,,umiejętnościach" sportowych, bo szybko zaczęliśmy grę. Nie mieliśmy wizualniej siatki, ale dobrze radziliśmy sobie z narysowaną na piachu linią. Przyznam szczerze, że szło mi rewelacyjnie jak na grę, w której byłam całkowicie lewa. Może moje umiejętności się zmieniły, a ja nawet nie zwróciłam na to uwagi?
- Zrobiłaś to specjalnie!- krzyknął Nash w moją stronę i przebił piłkę na pole stuprocentowo męskiej drużyny.
- Ale co?- zapytałam zdezorientowana.
- Zmyliłaś mnie mówiąc, że nie umiesz grać, bo chciałaś zbierać punkty i laury dla siebie!
- Przecież nie gramy na punkty- odpowiedziałam szybko i mrugnęłam do niego.
   Gra toczyła się jeszcze przez kilkanaście minut. Każdy z moich nowych przyjaciół potrafił dobrze grać dzięki czemu piłka rzadko lądowała na piasku. Mnie też w dalszym ciągu szło świetnie. Jak dotąd zepsułam tylko dwa podania, co jest ogromnym sukcesem. Przestałam martwić się tym, że może mi nie wyjść i totalnie wyluzowałam.
- Okej, gramy do upadnięcia piłki.- zakomunikował Pottorff wyraźnie zmęczony ciągłym odbijaniem. Nie usłyszałam słowa protestu, więc najwyraźniej wszyscy się zgodzili. Chłopcy zrobili akcję ,, na trzy" i podali w naszą stronę. Postanowiłam przyjąć podanie przez co zaczęłam się cofać aby idealnie wymierzyć. Zapatrzona w piłkę nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się za mną. Najwyraźniej któryś z chłopaków też musiał stracić czujność. Niechcący nadepnęłam mu na nogę, ale kiedy zorientowałam się co zrobiłam odskoczyłam wystraszona, zachwiałam się i oboje polecieliśmy do tyłu na piach, który uniósł się w momencie zderzenia. Zaczęłam kasłać pod wpływem pojedynczych ziarnek piasku jakie dostały mi się do gardła w niewyjaśniony sposób. Szybko zeszłam z mojej ofiary i zobaczyłam, że jest nią Johnson.
- Jezu... nic ci nie jest?- zapytałam wystraszona i wyciągnęłam rękę w jego kierunku- Przepraszam cie...
- W porządku- uśmiechnął się i chociaż widziałam, że nie jest na mnie zły, czułam się głupio z powodu staraniowania go. Dźwignął się przy mojej pomocy i oficjalnie zakończyliśmy grę. Wszyscy śmiejąc się z naszego wypadku ruszyli w stronę koca, a ja trochę wolniejszym tempem szłam za nimi obejmowana w biodrach przez Nasha.
- Katy...- wyszeptał mi do ucha, a ja odwróciłam się przodem do niego i przystanęłam- Pozwolisz mi się zabrać w jeszcze jedno miejsce?
- Czemu nie- wzruszyłam ramionami, a Grier zadowolony ze swojego sukcesu wplotł swoje palce w moje i prowadził powoli naprzód. Nikt nie zwracał na nas uwagi, wszyscy zajęli się jedzeniem. Nie było więc sensu informować ich o czymkolwiek, kiedy pewnie i tak zaraz wrócimy.
    Brodziłam stopami w gorącym piasku ogrzewanym przez Kalifornijskie słońce, moją dłoń trzymał trzymał Nash Grier, a ja zastanawiałam się co też takiego chce mi pokazać.
- Dlaczego nic nie mówisz?- zapytałam półgłosem po tym jak oddaliliśmy się już na dość daleką odległość od reszty przyjaciół.
- Poczekaj jeszcze chwilkę- posłał mi czuły uśmiech, a ja nic nie dodając położyłam głowę na jego ramieniu. Nie było to proste, bo pomimo, że mam 174 cm wzrostu, jestem niższa od Nash o ponad 20 cm. Na szczęście nie męczyłam się długo. Przeszliśmy wąskim uskokiem na niższy klif i byliśmy u celu. Brunet pokazał mi miejsce, w którym fale oceanu rozbijały się o wielkie grafitowe kamienie z kojącym i spokojnym szumem. Dodatkowo krople pozostające na nich migotały w słońcu górującym samotnie na niebie i iskrzyły się jak biżuteria. Patrząc na to podniosłam dłoń do szyi i pogładziłam naszyjnik od taty.
- Wow...- powiedziałam nieodrywając wzroku od widoku- To jest nieziemskie.
    Przelotnie spojrzałam na Hamiltona i ponownie na skały. Zaniemówiłam. Od zawsze uwielbiałam wodę. Nawet polski Bałtyk, który był ciekłym azotem w porównaniu z oceanem pod względem temperatury. Ale tutaj czułam się jak bohaterka jakiegoś filmu tuż przed pojawieniem się napisu the end na niebie.
- Kasia?- Nash wypowiedział moje polskie imię, czego kompletnie się nie spodziewałam i momentalnie przerwałam rozmyślenia. Powoli przeniosłam wzrok na chłopaka w dalszym ciągu oszołomiona tym co mi pokazał.
- Hm?
-Jak to z nami w końcu jest?



 - Autorka bloga?
- OBECNA!!!
   Przepraszam, że znowu musieliście czekać. Przez pewien czas miałam brak weny i w ogóle nie zabierałam się za pisanie, bo tego nie czułam. Dodatkowo w tym tygodniu doszły jeszcze ostatnie poprawki w szkole, o których nawet nie miałam pojęcia, że będą. Na szczęście osiągnęłam średnią z której jestem zadowolona i skupiłam się na fanfiction. Podoba się?
 Niedługo WAKACJE!!! (słyszycie te zastępy aniołów śpiewające Alleluja, czy to ze mną jest coś nie tak?) Mam nadzieję, że będę miała więcej czasu na tworzenie i może uda mi się dodawać coś częściej niż raz na tydzień. To wyjdzie w praniu... A teraz życzę słonecznej niedzieli i wielu celsjuszy na termometrach... :3

niedziela, 10 maja 2015

*Nash Grier cz.6


     Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz i dotarłam pod jedyne zamknięte drzwi. Zapukałam, po czym zajrzałam do środka. Hayes leżał na łóżku i zawzięcie wpatrywał się w ekran telefonu, z którego słychać było przytłumione głosy i śmiech.
- Mogę wejść?
- Mhm...- odpowiedział i odłożył iPhone'a na poduszkę obok siebie, a potem zaczął mi się przyglądać. Weszłam do pokoju, przeszłam do niewielkiego biurka przy granatowej ścianie i usiadłam na czerwonym obrotowym krześle z drewnianym siedziskiem.
- Co jest?- zapytałam odgarniając przeszkadzające włosy na plecy i popatrzyłam na 15-latka.
- Nie mogę pogodzić się z tym, że...
-...podobam się wam obu? - dokończyłam pytając, a Hayes pokiwał głową.
- Wiem, że zawsze będę stał w jego cieniu, bo jest starszy, wyższy, przystojniejszy...
- Hayes, to nie tak- pokręciłam głową- Nie bierz tego tak do siebie. Przecież jesteś do niego strasznie podobny.
- Tylko?- zapytał przyglądając mi się z powątpieniem. Westchnęłam i spuściłam wzrok na swoje paznokcie. Ponownie, dzisiejszego dnia, zaczęłam obracać złoty pierścionek z nerwów.
- W środę słyszałam twoją rozmowę z Nashem. Wiem, że mieliście umowę, która co prawda nie bardzo mi się spodobała, ale...
- Katy...- przerwał mi chłopak, a ja spojrzałam na niego i przygryzłam policzek od środka. - Odpowiesz mi na kolejne pytanie?
- Em... jasne- wzruszyłam ramionami i przelotnie spojrzałam jak Hayes nerwowo poprawia się na łóżku. Nastała przez chwilkę niezręczna cisza, a ja czekając aż Młodszy Grier wreszcie się odezwie, przeniosłam wzrok na okno, które powoli pokrywały krople deszczu.
- Kochasz go?- zapytał Hayes, a ja momentalnie odwróciłam głowę. Pytanie uderzyło mnie z taką siłą, że serce zaczęło łomotać o klatkę piersiową, a mnie zabrakło słów. Popatrzył mi w oczy.
  Wiedziałam, że nie będzie zadowolony z tego co zaraz powiem. Przęknęłam gulę, która zalegała mi w gardle od kilku chwil i postanowiłam się odezwać.
-Jeśli powiedziałabym, że nie, byłoby to kłamstwo, ale jeszcze jestem pewna czy go kocham. To wszystko jest strasznie świeże.
- Ale coś do niego czujesz?- zapytał poważnie i chociaż na niego nie patrzyłam, czułam, że przygląda mi się wyczekująco.
- Tak- rzekłam.
   Chłopak kiwnął głową ze zrozumieniem i jeszcze bardziej zmarkotniał. Ciszę jaka ponownie między nami zapadła, przerwał hałas za drzwiami. Po chwili drzwi
otwarły się gwałtownie i przez nie do pokoju wpadł Nash, potknął się po czym runął na podłogę. Spojrzałam na Hayesa odrobinę zszokowana. Grier też wyglądał na zaskoczonego, ale chwilę później wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Nash natomiast lekko zmieszany podniósł się i przeczesał palcami swoje brązowe włosy.
- Coś jest nie tak z tymi drzwiami... Ewidentnie.
- Idź sobie - powiedziałam trzymając się za brzuch i nie mogąc złapać tchu- Nie pomagasz
- Nie...- zaprotestował Hayes i otarł oczy- Zostań chwilę.
    Nash podszedł do mnie i oparł się o krzesło, na którym właśnie siedziałam. Hayes popatrzył najpierw na mnie, a potem przeniósł wzrok na brata.
- Tak praktycznie...- zaczął-... to sprawa rozwiązana. Katy wybrała ciebie, Nash.
    Popatrzyłam na Nasha a ten uśmiechnął się do Hayes'a nic nie mówiąc.
- A tak poza tym...- kontynuował-... fajnie się na was patrzy. Razem.
- Ty gnojku...- Nash wyszedł zza mojego siedziska i skoczył na Hayes'a, który cały czas siedział na łóżku. Zaczęli okładać się rękami i rechotali, a ja wpatrywałam się w nich ze śmiechem. Na chwilę spoważniałam i powiedziałam:
- Tylko błagam was- zaczęłam, a chłopaki przestali się szamotać-... nigdy więcej nie zakładajcie się o żadną dziewczynę.
- O to nie musisz się martwić, bae- powiedział, ujął moją twarz w dłonie i cmoknął delikatnie moje usta.
 
          *          *          *
 
    Wyszłam od Nasha naładowana pozytywną energią. Idąc do domu czułam, że unoszę się kilka centymetrów nad chodnikiem. Nawet nie przeszkadzało mi to, że deszcz znowu pokrapywał i zraszał mi twarz. Wszystko dookoła sprawiało mi radość i wyglądało prześlicznie. Przez pobyt u Nasha zapomniałam o kłótni z Arianą. Całkowocie wyleciało mi to z głowy. Przypomniałam sobie dopiero gdy zobaczyłam przyjaciółkę siedzącą na schodkach przed moim domem. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż przed nią. Podniosła głowę i popatrzyła na mnie smutno.
- Już myślałam, że nigdy nie przyjdziesz- zaczęła i zaśmiała się nerwowo, próbując rozśmieszyć także i mnie. Uśmiechnęłam się, a Ariana wstała i mocno mnie przytuliła.- Cat, przepraszam cię.
- Poczekaj...- zaczęłam i zabrzmiałam odrobinę ostro- wejdźmy do domu.
    Dziewczyna pokiwała głową i wymruczała pod nosem ,,OK". Otworzyłam drzwi domu i tuż po wejściu skierowałyśmy się do mojego pokoju.
- Jest mi okropnie przykro.- powiedziała przyjaciółka patrząc na swoje gołe stopy z pomalowanymi na różowo paznokciami- Kiedy Nash do nas wrócił, no wiesz... na imprezie- wyjaśniła, a ja pokiwałam głową i usiadłam na dywanie.- ...zrozumiałam, że popełniłam błąd. To miał być fajny wieczór, o którym ja już wcześniej wiedziałam niż ty. Tym bardziej, że połowa chłopaków wyjechała w czwartek na Digi Tour i  w ogóle chciałam żeby coś zaiskrzyło między wami. W końcu to ja się przyczyniłam do waszego spotkania. Nie wiem co się dokładnie stało miedzy tobą a Nashem, po tym jak się pokłóciłyśmy, ale jest mi okropnie głu...
- Ariana!- przerwałam jej. Powtórzyłam jej imę już po raz drugi. Jak zwykle wpadła w trans i tok mówienia. Podniosła głowę i popatrzyła na mnie- To nie ważne. Ja też nie jestem bez winy. Pomyślałam samolubnie i to wywołało naszą kłótnię. Przepraszam Ari.
   Popatrzyłam w jej oczy i zobaczyłam, że tak jak ja, ma w nich łzy. Przytuliłyśmy się mocno, a ja pociągnęłam nosem. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi brakowało jej i tego jej paplania.
- Byłam dziś u Nasha- wyszeptałam jej do ucha pozostając w uścisku. Przyjaciółka puściła mnie gwałtownie i wybałuszyła oczy. Zachichotałam z jej reakcji.
- I co? Mam rozumieć, że Nashty is real? Wiesz o co mi chodzi? Nashty- zaśmiała się- to słowo było wymyślone już wcześniej, ale pasuje do was idealnie. No chyba, że wolisz Cash. Cash czyli kasa, łapiesz? Jestem genialna! Powiedz, że jestem! Haha.. bo jestem, nie?
    Odkaszlnęłam próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Czy ja już wspominałam, że to ja jestem blondynką a Ari ognistą brunetką? Nie? Trudno się połapać, wiem.
    Gdy wreszcie skończyła gadać popatrzyła na mnie szczerząc się głupkowato.
- Dziewczyno, panuj nad sobą!- zaśmiałam się - Czy mogę już zacząć mówić?
    Ariana pokiwała głową i klapnęła tyłkiem na dywanie obok mnie, a ja zaczęłam swoją opowieść.

          *          *          *
  
- Czyli, że jesteście razem- zapytała moja przyjaciółka, kiedy skończyłam opowiadaj jej o dzisiejszym przedpołudniu. Chwyciłam czipsa z miski, którą w międzyczasie przyniosłam do pokoju. Chciałam jak najbardziej wydłużyć czas przed odpowiedzią.
- Nie wiem- wzruszyłam ramionami i powiedziałam rumieniąc się jak głupia. Wytrzepałam dłonie, po czym uśmiechnęłam się do siebie.
-Jak to nie wiesz? To proste. Tak albo nie.
- Jeśli nawet - przygryzłam wargę- to nie oficjalnie. Ja jeszcze nie jestem pewna czy go kocham
    Ari zapiszczała i przyłożyła dłonie do policzków.
- Co? Co jest?- zapytałam i zaśmiałam się
- On na pewno cię kocha. Tak słodko razem wyglądacie. Och... i ten pocałunek u niego w kuchni. Boshe... zakochańce!
- Jaaasne...- zaśmiałam się ponownie, a moja twarz zapłonęła czerwienią.
   Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego iPhone'a. Podniosłam go i uśmiechnęłam się do Ariany.
- To Nash.

    O matko! Jestem wreszcie. Przed 16:00 wróciłam od cioci gdzie nocowałam i dopiero teraz udało mi się dokończyć, dopracować i przepisać opowiadanie na bloggera. Podoba się? No to komentujcie, plusikujcie i klikajcie obserwacje bloga. Do weekendu!!!

sobota, 9 maja 2015

Little info


     Kolejny fanfics z Nashem ukaże się jutro, ponieważ zaraz wychodzę z domciu i najzwyczajniej w świecie nie zdążyłam dokończyć. Przepraszam za to i widzimy się jutro. Bajoo... :*

P.S. Zaglądnijcie też tutaj. Starczyło mi czasu i pojawiło się coś nowego. ZAPRASZAM! http://ksiazkoholiczkacatalinaa.blogspot.com/

piątek, 1 maja 2015

*Nash Grier cz.5


   Minęły dwa dni od imprezy u Nasha. Od tamtej pory nie wychodziłam z domu. Pogoda zachowywała się tak, jakby wiedziała co czuję w środku. Mimo, że California jest słonecznym stanem, od środy non stop grzmi i co jakiś czas spada ulewny deszcz, a ja snuję się po domu z kąta w kąt.
Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, odtwarzam sto tysięczny raz rozmowę Nasha z Hayesem oraz kłótnię między mną a Arianą. Nie sądziłam, że tak niewinny wieczór może popsuć mi humor na kolejne kilka dni.
-Co oglądasz kochanie?- zapytała mama wchodząc do salonu. Na dźwięk jej głosu a mało co nie wrzasnęłam ze starchu.
- Yy... Kardashianki- pokazałam obraz na dużym plazmowym telewizorze na ścianie oprawionym w drewnianą ramę. Khloe właśnie rzuciła się na Roberta, chociaż nawet nie wiedziałam dlaczego.
- Ach tak?- przyjrzała mi się podejrzliwie mrużąc oczy- Tak bez głosu?
- Och...- dotknęłam ikonki głośnika na pilocie i uśmiechnęłam się do mamy- Czytam z ruchów warg.
   Mama parknęła śmiechem i usiadła obok mnie na karmelowej kanapie. Skryłam dłonie w rękawach malinowego swetra, a ona przyciągnęła mnie do siebie.
- Coś cię trapi, mam rację?- zapytała, a ja pokiwałam głową wtulają się mocniej.
- Chodzi o tą imprezę u Nasha Griera- zaczęłam, po czym westchnęłam ciężko.- Ariana zauważyła, że spodobałam się Nashowi. To było tak nierealne, że początkowo jej nie uwierzyłam, ale to potwierdziło się gdy on... no...
- Pocałował cię - dokończyła za mnie łagodnie kiwając głową - rozumiem.
- Tak. Co prawda, podobało mi się, ale potem jego młodszy brat uciekł wściekły do domu i za nim pobiegł Nash, a ja podsłuchałam ich rozmowę w pokoju. Wychodzi na to, że powstała między nimi ryzwalizacja o mnie i czuję się przez to winna. No a na koniec, żeby nie było nudno, pokłóciłam się z Arianą.
   Opowiedziałam bardzo skróconą wersję. Wiedziałam, że mama wysłucha mnie bez karcących komentarzy, bo ona sama opowiada mi historie o swoich związkach sprzed poznania taty.
- Och... ty moja mała dziewczynko- mama powiedziała spieszczonym głosem, a ja zaśmiałam się z niej.- Kiedy ty tak wydoroślałaś i weszłaś w świat problemów, co?
   Uniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy, w kącikach których pokazały się łzy chociaż na ustach wciąż widniał uśmiech.
- Sama nie wiem...- wzruszyłam ramionami, a do moich oczu też napłynęły łzy. Wtuliłam głowę w jej klatkę piersiową i poczułam słodki zapach perfum od Diora, które mama niedawno kupiła.
- Okej - zaczęła mama przywołując się do porządku. Pociągnęła nosem i odgarnęła krótkie, kręcone blond włosy z twarzy- Wydaje mi się, że powinnaś z nimi pogadać, więc jeśli chcesz, mogę podwieźć cię do Nasha. Bo do Ariany to raczej sama trafisz.
- No nie wiem...- przygryzłam wargę i spuściłam wzrok na swoje ciemnogranatowe rurki. Po chwili przeniosłam go na okno- Może dopóki nie pada, przejdę się na spacer.
- Jak uważasz- zakończyła i podniosła się z kanapy- I tak muszę pojechać do sklepu.
- W razie czego zadzwonię- posłałam mamie uśmiech i wyszłam z domu.

          *          *          *
 
   Przez słuchawki mojego iPhona leciało ,,Lay me down" Sama Smitha przeplatając się z moimi myślami. Nadal nie wiedziałam jak zacząć rozmowę z Arianą i bałam się przyznać Nashowi do podsłuchiwania. Układałam scenariusze do obu sytuacji i nawet nie wiedziałam gdzie idę. Tak się zamyśliłam, że podświadomie poszłam do parku w miejsce, gdzie poznałam chłopaków. Między krzewami dostrzegłam Matta. Zdjęłam słuchawki i podeszłam bliżej.
- O, cześć- przywitał mnie szerokim uśmiechem i poklepał ławkę, abym usiadła. Przełożyłam nogę i klapnęłam okrakiem na drewnie.
- Sam jesteś? - zapytałam, chociaż odpowiedź była prosta.
- Tak. Przynajmniej teraz nie pada i przyszedłem pomyśleć.
- Och...- pokiwałam głową wpatrując się tępo w trawę -... ja też.
- Idealne miejsce. Tu na szczęście ludzie nie przyprowadzają psów.
- Mhm...- przygryzłam delikatnie wargę czując, że jest mi coraz bardziej głupio i kopnęłam niewielki kamyk, który miałam pod butem.
- Ehm... c-co się właściwie stało na imprezie u Nasha?- zapytał niepewnie przerywając chwilową ciszę.
- Oj...-machnęłam ręką i skłamałam- głupio wyszło. Nic ważnego.
- Katy, nie wydaje mi się, żeby Nash tak to odebrał.- spojrzał mi w oczy z powagą, jakiej nie spodziewałabym się zobaczyć na twarzy Matthewa Espinosy.
,,Ja też tak tego nie odbieram"- pomyślałam w duchu.
- Pogadaj z nim.- powiedział dokładnie to samo, co usłyszałam od mamy.- Nieźle go trafiło na twoim punkcie.
   Westchnęłam i odgarnęłam włosy na plecy.
- Jasne...- parsknęłam śmiechem, po czym strzepnęłam niewidzialny pyłek ze swetra.
-Nie wierzysz mi?
   Wzruszyłam ramionami i posmutniałam. Nagle straciłam jakąkolwiek wiarę, że to co mówi jest prawdą. Odwróciłam wzrok w stronę drzewa za Mattem i przez chwilę wpatrywałam się w małego ptaka skaczącego między gałęziami.
- Niby dlaczego ja? Co jest we mnie takiego, że mu się podobam?
- Jesteś Polką, a Polki są piękne- powiedział, a na parsknęłam śmiechem raz jeszcze -Wiem co mówię Katy. Nash sam mi powiedział, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie czuł. Chociaż z waszego ,,robienia koktajli" wnioskuję, że on tobie też wpadł w oko- zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
- Spadaj głupku!- wykrzyknęłam rumieniąc się. Matthew natomiast roześmiał się jeszcze głośniej swoim cudownym śmiechem, co wywołało u mnie falę miłego uczucia.

             *           *          *

    Mama podwiozła mnie pod dom Nasha. Weszłam na jego podwórko i zadzwoniłam dzwonkiem. Jego dźwięk rozniósł się w powietrzu, a ja miałam ochotę uciec. Przez głowę przeszła mi myśl, że drzwi może otworzyć Hayes, a wtedy jeszcze bardziej spanikuję.
   W progu ujrzałam Nasha ubranego w szary dres, który rozpoznałam z ,,Ask Nash #2" i odetchnęłam z ulgą. Jego oczy zaświeciły się na mój widok, ale mimo tego nastała niezręczna cisza.
- Hej- powiedziała niepewnie i kołysząc się na piętach włożyłam ręce w tylne kieszenie jeansów.- Wpuścisz mnie?
- No jasne...- uśmiechnął się i odsunął robiąc przejście wgłąb domu- Wejdź.
   Prześliznęłam się obok niego i zdjęłam swoje vansy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które wyglądało całkiem inaczej w świetle dnia.
- Idziemy na górę? - zapytał Nash, a ja kiwnęłam głową. Położył mi dłonie na biodrach i skierował na schody. Pomimo niewielkiego zdziwnienia dałam się poprowadzić. Momentalnie przypomniałam sobie jak objął mnie w środę w kuchni i przyciągnął do siebie. Na samą myśl o tym zarumieniłam się ale nic nie powiedziałam.
   Nash zaprowadził mnie do swojego pokoju i przymknął drzwi gdy weszliśmy. Usiadłam na jego łóżku, a on tuż obok mnie.
- Powinieneś o czymś wiedzieć- zaczęłam przekręcając pierścionek na palcu lewej ręki z nerwów. Nash popatrzył na mnie.- Wtedy na imprezie... słyszałam jak rozmawiałeś z Hayesem. Stałam za drzwiami przez cały ten czas. Wiem, że nie powinnam, ale byłam ciekawa dlaczego się wściekł na nas.
- I tak byś się w końcu dowiedziała- powiedział Nash patrząc w moje oczy. Powoli pochłaniał mnie ich błękit, a kiedy dotknął mojej ręki zrobiło mi się goręcej.
- Nash, nie chcę żebyście się przeze mnie kłócili- powiedziałam cicho a moje serce biło tak mocno, że zdawało mi się, że zagłusza słowa.
- Słuchaj, to zależy od ciebie, którego z nas bardziej lubisz. Może zbyt szybko postąpiłem całując cię, ale... kurczę...- chłopak wstał z łóżka i przeszedł w drugi kąt pokoju. Westchnął i przeczesał palcami włosy, a ja wodziłam za nim wzrokiem. - Nawet nie wiesz jak na mnie działasz Katy. Wcześniej się tak nie czułem.
   Chłopak skończył mówić oczekując aż ja coś powiem. Przygryzłam wargę i popatrzyłam na Nasha rumieniąc się jak głupia. To nie był Nash Grier jakiego znałam z internetu. Nie był roztrzepany, szalony i pełen energii. Ten Nash mówił zupełnie poważnie. Przeraziłam się, że jestem zdolna aż tak zmienić człowieka, chociaż z drugiej strony napełniło mnie to radością.
   Niezręczną ciszę przerwał mój iPhone wygrywając piosenkę Eda Sheerana ,,One". Widząc nieznany numer wyciszyłam telefon.
- Ty na serio uwielbiasz tą piosenkę.
- Taa... przemawia do mnie - zaśmiałam się.
-,,Just promise me..."- zanucił brunet cicho,
-,,...you'll always be a friend"- dokńczyłam wpatrując się w podłogę.
- Friend?- zapytał Nash, a ja uniosłam głowę - Nie chcę być tylko przyjacielem, Katy- wyszeptał mocniej akcentując wyraz tylko i ponownie usiadł obok mnie.
   Nic nie mówiąc przytuliłam się do niego. Brunet objął mnie w pasie, a ja rozpłynęłam się w zapachu jego perfum.
- Nash patrz co ten fa....- zaczął roześmiany Hayes wbiegając do pokoju brata i wpatrując się w ekran telefonu. Gdy zobaczył nas przytulających się, z jego twarzy zniknął uśmiech i został zastąpiony przez grymas złości.- Wiesz co... już nie ważne.
   Wybiegł i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Siedziałam jak sparaliżowana obok Nasha,a ten jęknął cicho i uderzył ręką w materac.
- Hayes!- krzyknął i już chciał wstać kiedy ja zatrzymałam go i sama poszłam za jego bratem.

    Problemy, problemy, problemy... Czy to się kiedyś skończy? Hahaha... no nie wiem. Będę z Nashem czy nie? Hm? Wszystki stoi pod znakiem zapytania. Jestem okrutna, wiem to. Ale mam nadzieję, że się podoba. Miłegooo...
   

czwartek, 30 kwietnia 2015

Powrót

     Dawno, dawno temu była dziewczyna pisząca tego bloga i w pewnym momencie słuch o niej zaginął...
   Nie, w tej bajce nie było smoków. Nic mnie też nie pożarło. Może to jest zaskakujące, surrealistyczne czy coś, ale... POWRACAM!!! Nie napisałam, co prawda, o ostatecznej decyzji kiedy powrócę, ale jak widać skończył się kwiecień i dotrzymałam obietnicy(przynajmniej w pewnym sensie). Na szczęście już po egzaminach i prawdziwej miesięcznej męczarni na pełnych obrotach , w której zapominałam jak się nazywam, jaki jest dzień czy co się dzieje na świecie (wcale nie żartuję). Przez połowę marca i kwietnia siedziałam nad książkami i jedyne co zapamiętywałam z lekcji to ,,uczcie się do egzaminów bo to może być", ale wiecie co? Teraz czuję się wolna i niech się dzieje co chce, bo ja jestem tutaj i zamierzam ,,odwiesić" bloga!!! Someone happy?
   Jutro rozpocznę dzień od kontynuacji fanficsa z Nashem a dziś się ulatniam pod ciepłą kołderkę. Kolorowych...

poniedziałek, 16 marca 2015

OGŁOSZENIE!


   Z przykrością i dużym żalem, muszę Was poinformować, że zawieszam bloga. Jak wiecie od kilku tygodni niczego nie dodawałam i nie wynika to z tego, że mi się nie chce. Jest to tylko, i wyłącznie, z braku czasu. Przygotowuję się do egzaminów gimnazjalnych i nie mam chwili aby cokolwiek dla Was stworzyć i dodać. Zawieszam bloga aż do przerwy wielkanocnej z możliwością przeciągnięcia się do końca kwietnia. Więcej informacji napiszę, kiedy podejmę ostateczną decyzję.
ALE! Mój brak aktywności nie zabrania Wam zaglądać tutaj i czytać poprzednich wpisów.

   To samo tutaj: http://ksiazkoholiczkacatalinaa.blogspot.com/?m=1

sobota, 21 lutego 2015

*Nash Grier cz.4


    Sam Pottorff, Ricky Dillon i Jacob wraz z Arianą siedzieli już przy ognisku i piekli pianki, a reszta chłopaków patrzyła się na nas i uśmiechała głupkowato. Jedynie Hayes nie wyglądał na zadowolonego.
- Podglądanie powinno być karalne prawnie- powiedziałam ze śmiechem patrząc na każdego z osobna.
- No więc Katy, co z nimi zrobimy?- Nash zaśmiał się do mnie stawiając szklanki na granatowym owalnym stole po środku tarasu.
- Zabawcie się, tak jak to robiliście w kuchni- rzekł Hayes głosem pełnym goryczy, po czym opuścił głowę i wbiegł do domu. Zapadła niezręczna cisza. Wymieniliśmy z Nashem zdziwione spojrzenia.
   Brunet pobiegł za bratem, a ja odczekując kilka sekund podążyłam za nim. Usłyszałam jak chłopak wspina się po drewnianych schodach i po cichu udałam się na piętro. Tylko jedne z drzwi były przymknięte, więc stwierdziłam, że jest to pokój Hayesa. Schowałam się za nimi i nasłuchiwałam o czym rozmawiają.
- Ej, co jest?- rozpoznałam głos Nasha. Wychyliłam się odrobinę, aby ich zobaczyć. Starszy Grier siedział na brzegu dużego łóżka przykrytego białą pościelą, a Hayes leżał po środku z podpartą o rękę głową.
-Nic- odparł 15-latek wpatrując się w karmelową ścianę.
- Hayes!- powiedział poważniej
- Mówiłem ci, że podoba mi się Katy. Umówiliśmy się, że nie będziemy o nią walczyć, dopóki sama któregoś z nas nie wybierze. Ty jednak musiałeś postawić na swoim.
- Skąd wiesz jak było, skoro widziałeś tylko to jak już się całujemy.
- Och...- Hayes skrzywił się i spojrzał na brata z nienawiścią- I tak widziałem za dużo, Nash.
     Oparłam się o zimną ścianę obok drzwi i zacisnęłam powieki. Po raz pierwszy tego dnia poczułam się winna. Podglądanie na serio powinno być karalne.
  
           *           *            *

    Bez słowa dołączyłam do reszty przy ognisku. Nash i Hayes jeszcze nie wrócili. Nie miałam ochoty słuchać dalszej części ich rozmowy. Wpatrywałam się w ognisko i ponownie odtworzyłam w głowie to co zaszło w pokoju Hayesa.
- Cat, coś się stało?- zapytała Ariana siedząca po mojej lewej stronie.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Bo nigdy nie wspominałaś, że lubisz zwęglone pianki.
- Och...zamyśliłam się- odłożyłam patyk z nabitą na niego pianką na trawę i westchnęłam. Moje serce zaczęło wariować pod wpływem emocji.
   Chwilę później wrócili do nas Nash i Hayes. Brunet usiadł po mojej prawej stornie, a jego brat naprzeciwko, po drugiej stronie ogniska. Gdy tylko pojawili się na podwórku, wszyscy zamilkli i znów zrobiło się niezręcznie.
- To co...- odezwał się Shawn-...może coś zagram? Jakieś propozycje?
- O! ,,One,, Eda Sheerana- wyrwała się Ariana.- Cat kocha tą piosenkę, prawda?- popatrzyła na mnie. Zerknęłam na bok, a chłopaki wpatrywali się we mnie oczekując odpowiedzi. Wzdrygnęłam się. Nie jestem do końca pewna czy było to spowodowane wiatrem, który dopiero owiał moje plecy, czy przez pojawienie się Grierów. Ech... mogłam wziąć sweterek.
- Zimno ci?- zapytał Nash i zaczął zdejmować z siebie bluzę podnosząc przy tym kawałek T-shirtu i pokazując wyrzeźbiony brzuch.
- Nie, dzięki- odpowiedziałam, a chłopaki przyglądali się nam z zainteresowaniem.
- A może chcesz moją?- wtrącił  Aaron Carpenter.
- Albo moją?
- Ja mogę cię przytulić - powiedział Matt i rozłożył ramiona.
   Chłopaki zaczęli się przekrzykiwać, a ja posłałam im smutny uśmiech.
- Naprawdę nie trzeba...- zaczęłam i wstałam od ogniska- Przepraszam, nie czuję się najlepiej.
    Odeszłam nie mówiąc nic więcej. Słyszałam jak Ariana biegnie za mną i woła moje imię. Nie zatrzymałam się. Dopiero gdy znalazłyśmy się z przodu domu Nasha, Ariana mnie dogoniła.
- Katy, co jest?
- Nic, źle się czuję.- powiedziałam przyciszonym głowem i spojrzałam na swoje espadryle.
- Nie umiesz kłamać- powiedziała przyjaciółka. A ja spojrzała na nią i parsknęłam śmiechem.
- No wiem.
- A więc? Coś z Nashem, tak?
- Nie ważne, nie chcę o tym mówić. Mogłabyś zadzwonić po Grega?- zapytałam.
- Nie
   Spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Nie?
- Nie. Ja się jeszcze nigdzie nie wybieram. Musisz mi psuć ten wieczór?
- Ja? Okej! Czyli co, mam wrócić na pieszo?- powiedziałam czując jak narasta we mnie gniew.
- Jak uważasz- wzruszyła ramionami, odkręciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę tarasu.
- Fajnie!- wrzasnęłam za nią
- Fajnie!- odkrzyknęła mi nawet się nie odwracając i poszła.
    Pierwszy raz pokłóciłam się z Arianą i to o tak beznadziejną rzecz. Ten dzień stał się najgorszym jaki miałam. Nagle zrobiło mi się okropnie smutno i byłam o krok od wybuchnięcia płaczem. Opuściłam podwórko Nasha i zadzwoniłam do mamy. Co prawda, była już 11PM, ale moja mamusia pewnie siedziała w swojej pracowni, którą urządziła w domowej piwnicy i dopracowywała jakiś obraz.
- Co tam, Kasiu?
- Mamo, mogłabyś po mnie przyjechać?- zaczęłam łamiącym się głosem.
- Czy coś się stało, skarbie?
- Nie mamuś, nie martw się. Opowiem ci w domu. Wszystko w porządku - zapewniałam ją a po policzku popłynęła mi łza. Otarłam ją wierzchem dłoni.
- Dobrze, już jadę.
    Podałam jej jeszcze adres i rozłączyłam się. Westchnęłam ciężko. Usiadłam na chodniku, podciągnęłam kolana pod szyję i schowałam w nie głowę. Wybuchnęłam płaczem. Poczułam na plecach małe, zimne krople. Jak na złość zaczęło padać. Zaszlochałam głośniej i całkowicie poddałam się smutkowi.
    Po co w ogóle przyszłam na tą imprezę?
    Usłyszałam, że ktoś siada obok mnie. Podniosłam głowę i pociągnęłam nosem. To był Nash.
- Płaczesz przeze mnie, prawda?
- Wolałabym o tym nie mówić- rzekłam i odgarnęłam wilgotne od deszczu włosy. Oparłam brodę na kolanach i zaczęłam wpatrywać się w wolną przestrzeń po drugiej stronie osiedlowej ulicy. Grier zdjął z siebie bluzę i delikatnie przykrył nią moje plecy.
- Nash, nie potrzebuję twojej bluzy- powiedziałam ostro, a chłopak dotknął palcem mojego ramienia, po czym zabrał go z sykiem udając, że go coś oparzyło. Parsknęłam śmiechem.
    Zobaczyłam zbliżający się Citroen C4  i wstałam z chodnika, a Nash zrobił to zaraz po mnie.
- To moja mama- oddałam mu jego bluzę - Dzięki za zaproszenie.
   Bez pożegnania odwróciłam się, wstadłam do auta i zamknęłam za sobą drzwi. Chłopak wstał bez ruchu i wpatrywał się we mnie.
- Córuś czy to nie jest Nash Grier? Ten z Magcon?
- Tak mamo, to on. Jedźmy już.

   Smutno? Oj tam...odrobinkę. Przecież w każdym życiu są jakieś wzloty i upadki. A tak w ogóle... po opublikowaniu 3 części fanfiction z Nashem, zdałam sobie sprawę, że napisałam w nim ,,ogródek mamy". Jaki ogródek? Przecież Nash mieszka sam w LA, no nie? Ale w wakacje jakoś nie wzięłam tego pod uwagę. Nie ma sensu już tego zmieniać, ale po prostu przepraszam za pomyłkę :)
    Na razie mam nadzieję, że się podoba. Miłego wieczoru.

sobota, 14 lutego 2015

*Nash Grier cz.3


   Utrwalałam lakierem wyprostowane przed chwilą włosy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam do swojego pokoju i krzyknęłam przez okno:
- Już schodzę!
- Rusz tyłeczek!- odkrzyknęła Ariana, a ja zaśmiałam się i schowałam telefon do torby. Zbiegłam po schodach, chwyciłam klucze i wyszłam z domu. Ari poklepała fotel obok siebie, po czym ja otworzyłam drzwi auta jej brata i usiadłam na wskazanym miejscu.
-Cześć Greg!- przywitałam się z kierowcą a ten rzekł ,,Hej młoda" i poprosił mnie o adres. Podałam mu ulicę, którą Nash napisał mi w smsie kilka godzin temu.
- Wyglądasz rewelacyjnie. Nash oszaleje!- szepnęła mi do ucha Ariana. Zaśmiałam się cicho. Miałam na sobie jasne, miętowe rurki z wysokim stanem i pastelowo różową tunikę z wyciętymi plecami w kształcie serca. Do tego włożyłam fioletowe espadryle na niewielkim obcasie.
           *          *         *
- Zadzwoń do mnie jak skończycie- powiedział Greg do Ari, gdy wysiadałyśmy z samochodu.
-Okey bro!- uśmiechnęła się i zatrzasnęła za sobą drzwi. Greg odjechał, a my odkręciłyśmy się w stronę domu Nasha. Z zewnątrz robił piorunujące wrażenie. Beżowa elewacja idealnie współgrała z drewnianymi okiennicami oraz rzeźbionymi filarami przed wejściem. Trzy schodki u drzwi pokrywały płytki o miedzianym odcieniu i były tak wypolerowane, że gdybym się nachyliła, dostrzegłabym zarys swojej sylweki.
    Dwupiętrowy dom o dość dużym metrażu otaczał podobnej wielkości ogród z którego pobrzmiewała muzyka i śmiechy chłopaków.
- Witam drogie panie!- wykrzyknął Carter otwierając nam drzwiczki na podwórko. Jako pierwsza weszła Ariana i wzrokiem odszukała Jacoba, a ja podążyłam za nią. Ogród Nasha był ogromny. Starczyło miejsca na hamak, ognisko, wielki taras, altankę oraz warzywnik jego mamy. Można by urządzić tu wesele na 100 osób a i tak wszyscy czuliby się luźno i mieli swobodę ruchów.
   Przywitałam się z chłopakami, a Kian przedstawił mnie Andreii. Śliczna brunetka o długich włosach obdarzyła mnie komplementem na temat stroju w jakim przyszłam, a ja uśmiechnęłam się i zostawiłam ich samych. Tak słodko razem wyglądali, że dałam im nacieszyć się sobą. Odkręciłam się i wpadłam na Nasha. Podtrzymał mnie za ramię abym się nie wywróciła.
- O Boże, przepraszam- wymamrotałam speszona.
- To ja przepraszam. Przyszedłem się przywitać. Wcześniej nie słyszałem, że przyjechałyście.- powiedział i przytulił mnie. Byłam trochę zaskoczona, ale odwzajemniłam uścisk. Mieszkając tu od roku, zdąrzyłam się nauczyć, że amerykani są bardziej śmiali w tym co robią i mówią niż Polacy oraz że wychodzi im to bardzo naturalnie jakby mieli to we krwi.
Odkręciliśmy głowę w stronę tarasu, bo ktoś podgłosił muzykę. Właśnie leciało ,,This is how we do" Katy Perry.
- Hayes idioto, przycisz to! Nie chcę tu policji!- wydarł się na brata, a ja zaśmiałam się z nich obu. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zaprowadził mnie do kuchni.
- No więc Katy, kiedy pojawi się nowy vine?- zapytał Nash przygotowując koktajle. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Oglądasz moje vine'y?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie i spojrzałam na radosną twarz bruneta.
- Myślałaś, że taki ktoś jak ja nie ogląda twoich filmików? Najlepszy był ten z tańczącym psem- powiedział po czym oboje się zaśmialiśmy.
- To był pies mojej kuzynki. Ona go wytresowała, a ja tylko nagrywałam.- wytłumaczyłam i usiadłam na czarnym, błyszczącym blacie z marmuru, który otaczał połowę kuchni.- Mogę tu siedzieć?
- Taa... nie krępuj się- powiedział przestawiając mikser i potrzebne składniki obok mnie - Jak to się stało, że dziewczyna z Europy znalazła się w Los Angeles?
- Cóż...- wróciłam pamięcią do wydarzeń sprzed roku - To chyba dzięki nowej pracy taty. Miał być to tylko okres próbny ale już na początku zaproponowali mu stałą posadkę.
- Och... rewelacyjnie. A gdzie pracuje?
- Jest projektantem pudełek płatków śniadaniowych. Świetnie rysuje. Widziałeś nowe opakowanie Lucky Charms?
- Hm... taaak. Skylynn je uwielbia- powiedział i uśmiechnął się na myśl o małej siostrzyczce, a ja przyglądałam się jak zmaga się z mikserem do koktajli.
- Może ci pomóc?- zaproponowałam.
- Nie trzeba. Dam radę.
    Zeskoczyłam z blatu i popchnęłam Nasha biodrem, po czym zajęłam się dokończeniem koktajlu. Poprawiłam pokrywkę i włączyłam mikser.
- Jeśli dobrze nie zamkniesz, to się nie włączy. Takie zabezpieczenie- poinformowałam go- Mam identyczny u siebie.
- Dzięki. Teraz muszę jeszcze dodać czekoladę.- powiedział i wyjął z lodówki miskę z kawałkami czekolady. Chciałam ją wziąć od niego, ale trzymał uparcie.
- Nash...- powiedziałam śmiejąc się do niego- Mogę to wziąć?
    17-latek zamrugał flirciarsko swoimi nieziemskimi oczami koloru Morza Karaibskiego. Puścił miskę, a ja wsypałam jej zawartość do środka.
- Katy...- zaczął Nash, a ja odwróciłam się aby sprawdzić co ode mnie chce. Nie zdąrzyłam nic powiedzieć, bo chłopak złączył nasze usta w pocałunku. Przerwał na chwilę aby popatrzeć mi w oczy oczekując reakcji. Ja założyłam ręce na jego szyję, stanęłam na palcach i ponownie zaczęliśmy się całować. Nash objął mnie w biodrach, co jeszcze bardziej zmniejszyło odległość między nami. Moje serce łomotało w ściekle a w głowie zaczynało się kręcić. Czułam jak każda cześć mojego ciała zatapia się w jego miękkich wargach a serce krzyczy: Nash! Nash! Nash! Nagle zapomniałam, że jestem u niego w domu, a w ogródku siedzi jeszcze 16 innych osób.
- Hej Nash odpaliłem og... A co wy  tu robicie?! - zapytał Cameron wchodząc do kuchni. Wyszczerzył się do nas, a my staliśmy jak dwoje małych dzieciaków przyłapanych na wyjadaniu ciastek ze słoika. Zarumieniłam się i spojrzałam na okno, a za nim ujrzałam piętnaście par oczu (w tym Ariany) wlepionych we mnie i Nasha. Gdy zauważyli, że na nich patrzę, nagle wszyscy uciekli. Usłyszałam śmiech Matta przez uchylone drzwi na taras i sama mało co nim nie wybuchnęłam.
- Co robimy? - zaczął Nash- Em...my...
-...robiny koktajl- dokończyłam prezentując dłonią mikser i starając
się zachować powagę, gdy tak naprawdę chciało mi się śmiać.
- Taa...chyba z dużą ilością cukru- zaśmiał się Dallas i mrugnął do przyjaciela.- Ognisko już się pali, więc  przestańcie ,,robić koktajl" i chodźcie do nas.
    Chłopak wyszedł z kuchni a my odetchnęliśmy z ulgą i zaczęliśmy zanosić się śmiechem.
- Ale wpadka, co?- zagadnął mnie Nash, gdy ochłonęliśmy. Pokiwałam głową trzymają się za brzuch i łapiąc oddech.
- Widziałeś ich?- wskazałam głową na okno.
- Taa... chyba widzieli jak robimy koktajl - brunet zaśmiał się ponownie stawiając mleczne napoje na tacy. Wzięłam te, które się na niej niemieściły i razem poszliśmy do ogrodu.
   Akcja się rozwiiiiiijaaaa.... :D. Miałam już w ten weekend nic nie dodawać, ale nie wiedziałam czym mam się  zająć przed snem, więc jednak przepisałam fanficsa z zeszytu. Powiem od razu, że to tylko tak jednorazowo dodaję aż 3 części w jeden weekend. Następnymi razami raczej już tak nie będzie, a więc się nie przezwyczajajcie. Wkrótcę zacznę dodawać też opowiadania z innymi osobami, ale to niedługo. Lecę spać. Dobranoc :*